Czego uczy nas cierpienie?

Zachodzimy sobie w głowę, po co to wszystko i nadal nic nie rozumiemy. Czasem nie da się zrozumieć. A jednak cierpienie czegoś nas uczy i ma swoją wartość, tak jak cierpienie Jezusa Chrystusa, dzięki któremu zostaliśmy pojednani z naszym Tatą, a bramy Nieba zostały dla nas szeroko otwarte.




Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości.
A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga kapłanem na wzór Melchizedeka. (Hbr 5,7-10)

Ten fragment Pisma Świętego może być odrobinę niezrozumiały  przez słowa "został wysłuchany". Przecież Pan Jezus ostatecznie wypił kielich, o którego oddalenie prosił. Te słowa są tutaj przytoczone w innym sensie - spełniła się bezwzględna prośba Jezusa, postawiona nad oddaleniem cierpienia, czyli wypełnienie woli Ojca, a także Jego ostateczny triumf nad śmiercią.





A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. (Hbr 5,8)

To wszystko, co trudne, ma sens. Uczy nas posłuszeństwa. Nie jest to jego istotą, zazwyczaj nie po to tylko cierpimy, aby wykazać posłuszeństwo, ale posłuszeństwo z niego wypływa. Jest jednym z dobrych owoców, tak jak umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Chociaż może się zdarzyć, że przez cierpienie Bóg nauczy kogoś posłuszeństwa, które uratuje jego dusze. 

Jedno jest pewne: Bóg nigdy nie dopuszcza do nas więcej niż możemy znieść, a wszystko w Bogu ma sens.

Więc kiedy jest ciężko, warto sobie pomyśleć, że kiedyś będziemy patrzeć na ten czas z wdzięcznością. "Tyle się dzięki temu nauczyłem, Boże.". Niezmiernie trudno jest w to uwierzyć, ale wiem, co mówię. Sama przeżywałam kiedyś długi i ciężki okres cierpienia. Gdy o nim myślę to widzę łzy, nieprzespane noce, ból i smutek, ale nie muszę nawet patrzeć głębiej, aby pamiętać o tym, co dobrego z tego czasu wyciągnęłam. Siłę. Głębszą relację z rodziną. Poczucie, że są ludzie, którym mogę we wszystkim zaufać, że mnie nie opuszczą. W tamtym czasie zaczęłam pisać, bo musiałam wylać z siebie to, co dusiło mnie w środku. Opowiadanie "Nasz Król między poddanymi" zakończyłam słowami: "Król w końcu ją uzdrowił, a ona nauczyła się zauważać dobro w tym, co pozornie wydawało się złe. Każdy z nas może to zrobić. Dobro, które powstało z moich smutnych przeżyć, to to opowiadanie.". Dzisiaj moją pracę i nagrodę z nią związaną widzę jako dobro wyciągnięte z cierpienia. W ten sposób Bóg pokazał mi, że z pisaniem to ja jeszcze nie skończyłam, lecz dopiero zaczynam :)


Na koniec pomyśl o trudnych momentach w Twoim życiu. Czego się dzięki nim nauczyłaś/eś? Co trudnego teraz przeżywasz? Czego to może Cię nauczyć?

Komentarze

Popularne posty